4 dni!!! 4 dni poza domem, obowiązkami, wszystkimi normami i zwyczajami. Hostel udał się średnio, ale z racji małej ilości snu- pal to sześć, położenie w centrum wystarczyło. Każdy dzień poświęciłem do 15/16 na jakieś muzeum, czy też kąpiel w morzu, zatem jechałem na koncerty hiper zrealizowany. Takie festy na zadupiu mniej są obarczone atrakcjami lokalizacji.
Ale do konkretów. Organizacja festu- wzorowa, wszystko w ilości pełnej, jedynie woda do bidonów przez 2 dni coś tam szwankowała, potem było ok.
Ja jechałem na klasykę. Jestem totalnie spełniony. Zatem blokami...
Tom Warrior's Legacy - ależ to był występ, co prawda coś tam widziałem na SDL pod Łodzią, ale tu był totalny występ. Dwa składy, dwa odcienie metalu. I Tom... Osobowość bez silenia się na to.
Saxon- świetny show, kontakt z publiką- rewelacyjny, ostatnio chyba na Metalmanii ich widziałem. Zawsze są świetni, ale tu byli boscy.
Judas Priest- było wszystko o czym marzyłem, oklepane (dla mnie ulubione...) hity i SHOW, był Rob na motorze itp. tegom chciał, to dostałem. Kontakt z publiką- super.
Mercyful Fate - powód sprawczy mego pobytu. Ich występ dla mnie marzenie. Czy spełnione? Nie do końca. Bo założyłem, ze będzie jak z Judasami- czyli hity i hity. A był nacisk położony na pierwsze płyty. A że kocham całość, to brak choćby kawałka z Time był małym smutkiem. No i brak wyjścia do ludzi, którzy ich wywoływali przez dobry kwadrans to... lekko nieładnie.
Znane i lubiane
Vader - koncert festiwalu? Nawet jeśli nie, to na pewno jeden z tych najlepszych. Dzień wcześniej parę zdań z Peterem, który wspominał o Saxon... i miał rację. Ale o tym już wyżej pisałem. Pełen polotu set, oczywiście odegrane 3 czy 4 blokami De Profundis plus hity. Nie, to nie mogło zawieść. No i Wyrocznia dla Romka. Chyba- zabrzmi to banalnie- ale nie widzę kapeli o większym "szacunku", który bym darzył. Kontakt z publiką, nawiązywanie do historii, profesjonalizm... Dla mnie było bosko. Kark bolał.
Carcass- zero oczekiwań, a tymczasem przesympatyczny koncert. Totalnie na luzie, świetny dobór kawałków, nie oczekiwałem tak dobrej zabawy, a było super.
Opeth- nie miałem w ogóle ochoty, bo ostatnie płyty są dla mnie nudne. Ale tu mnie lider hiper zaskoczył, świetny kontakt z publika, masa żartów, świetne brzmienie, no i zagrali sporo dobrych kawałków. Ja wychodziłem zaskoczony, że jestem... zachwycony (?), a na pewno zapadli w pamięć.
Katatonia - najnudniejsze światła, słabe brzmienie, bardzo dobry set. Rzeczywiście tu też nie miałem oczekiwań, powód jak u
Opeth...Ale nieco zabrakło coś więcej, coś starszego... Szkoda. Ale takie prawa festiwali, będzie klubowy koncert, będzie pełniejszy, bardziej przekrojowy koncert. Niemniej nie powiem- bawiłem się super.
Decapitated - niemal połowa koncertu to namiastka brzmienia, potem coś zdjęło "koc", no i poszło o wiele lepiej. Oni zawsze na żywo wypadają super. Tu też było bardzo dobrze, rzetelnie i z ikrą.
Heilung - cholernie na nich czekałem. Oj potrafią budować klimat, bawić się konwencją, tworzyć coś własnego. Opowieść przez poszczególne utwory, ...
Benediction - ależ czekałem na nich. Kurwa, są bogami, są bogami!!! Niesamowita kondycja, genialnie wszystko zabrzmiało, zagrało... Wokal niszczył. Ja chyba tylko dla nich bym przyjechał...
Mgła - powinni zdjąć kaptury i wjebać temu, kto ten koncert nagłaśniał. Poszedłem na piwo, zbyt dobre koncerty pamiętam, ale o dziwo, z dystansu to lepiej się słuchało. Jedyne rozczarowanie, ale tylko brzemieniem.
Mayhem - wizualnie rewelacyjnie. Był to rzeczywiście taki show, jak się pamięta. Nawet jeśli jeden koleś wygląda jak główny aktor z filmów Vegi. Ten przypakowany. Na koniec perełki z ich twórczości. Zabrakło wielu - ale tak to bywa.
Solstafir - zabrzmieli średnio - ale to cecha Park Stage...ta scena była słaba... ale zagrali moje oczekiwane kawałki, resztę wysłuchałem z pozycji leżaka i też było miło. Moim zdanie dobry koncert.
Wiele więcej nie widziałem, bo na mieście zamarudziłem, no i plecy mnie napierdalały po wnoszeniu narożnika i te kilka godzin na stojąco to mi ostro w dupę dały.
Zakupy alkoholowe oparte o Gościszewo i niestety inne badziewia, jak kolega polazł, a on niestety gust w alkoholach ma zjebany...
Zakupy? Dwie płyty, koszulka z festu, niestety, ale ekspozycja płyt bez cen to mnie do chujowizny doprowadza, nie będę rył, skoro nie znam cech. Był koleś co miał kody kolorów i to było super. Przejrzysto. Za to książkę kupiłem, co była podwalina/ inspiracją do "Oni żyją" Carpentera. Inwazja porywaczy ciał.
To był cudowny czas.
Szkoda, że nie było Killing Joke, ... ale bardziej żałuję braku 1914...
Szkoda, że nie pogadałem porządnie z nikim z forum, ale mam paskudny defekt, że nie poznaję za szybko kogoś i po prostu przepraszam, jak minąłem bez słowa.
Szkoda, że to już koniec.
Czekam do Summer Dying Loud... Oj czekam.
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.