- 1
- 2
Jedyny album Neila Younga jaki słuchałem i słucham
Śwwietny klimat. Taki proto dark ambient. I film też godny. Scena ze statkiem i plagą szczurów. Lubię szczury.
Ten motyw z łódką na drzewie najlepszy i cały ten monolog z zakończenia masakra. Po Fitzcarraldo najlepszy Herzog, bo jednak gościu jeszcze bardziej pojebany niż Aguirre, der Zorn Gottes. Muzyka również Popol Vuh.
Bardziej to widziałem, z tego co pamiętam, jako marzenie życia, dążenie do swojego sensu istnienia, No ale granica między szaleństwem i spełnianiem marzeń, wizji jest chyba dość cienka.
Posłuchałem, zresztą późną nocą do późnego snu i byłem niezwykle poruszony, te wysokooktanowe śpiewy to taki trochę brat bliźniak black metalu. Coś jak dr Jekyll i mr Hyde. Wyjątkowy soundtrack.
Może być jak najbardziej obsesyjne dążenie do sensu istnienia. Jest to bodaj ulubiony temat filmów Herzoga - Nosferatu u niego też przeżywa swego rodzaju kryzys egzystencjalny widząc szyję Isabele Adjani i krew z palca przyszłego Hitlera. Jego dokumenty też zwykle opowiadają o wyrzutkach szukających sensu życia na krańcach ziemi, czy to rozmawiający z niedźwiedziami i kończący tragicznie Grizzly Man, czy naukowcy na Antarktydzie w Spotkaniach na krańcach świata, czy ludzie na Syberii w Dzwonach z głębi, czy też conradowski bohater Aguirre. Sądzę, że i Herzog go szuka, bawiąc się w tę hardkorową kinematografię pośród dżungli trzeciego świata, z jakiej przecież większość życia pieniędzy w zasadzie nie miał, sławę niewielką, a trudności co nie miara.
Grałem wieki temu, ale do dzisiaj raz na ruski rok nachodzi mnie i podgwizduję sobie ten "gwiżdżący" kawałek. OST trochę taki muchomorowy, w tej klasie - mistrzostwo.
Soundtracki do Draculi i Wiedźmy były utrzymane w stylu tych ze Spawna i Judgment Night?