Pozwolę sobie odświeżyć wątek. Od ostatniej dyskusji tutaj nie słuchałem pełniaka ani razu (to jakieś 4 lata). Wcześniej słuchałem go bardzo często, ale jakoś te kilkadziesiąt miesięcy coś innego zaprzątało moją muzyczną uwagę.
Dzisiaj, z okazji nabycia na winylu tegoż materiału, odpaliłem ponownie. Chciałem napisać jakąś fajną analizę, przemyślenia, ale napiszę tylko, że zajebista w chuj jest ta płyta. Nic a nic się nie zdezaktualizowała, a jak np wszedł kawałek tytułowy, z tymi wjeżdżającymi co rusz, blastowanymi wygrzewami, które kompletnie nie temperują dynamiki całego wydawnictwa, to prawie się oblałem majonezem z podniecenia.
Czasem niefajnie się robi, jak uwielbiana płyta po latach okazuje się np taka se.
Hero ta sytuacja nie dotyczy.