Derelict 2 lata temu
Söngvar elds og óreiðu... Ja pierdolę, jaki ten album jest zajebisty. Od drugiego numeru wbijają się takie motywy, że zaczynają drżeć powieki. Te melodie w riffach sprawiają, że skóra cierpnie. Egzystencjalny strach i terror wyrażony w muzyce. Wokalista płynie na wznoszącej się fali swojej psyche, metaforycznie stworzonej z gitar i bębnów, W końcu przepada gdzieś w przestrzeni, a perkusja i gitary zamieniają się w potężne wiertła, które rozwiercają skałę ochraniającą ego podmiotu. Spotkanie z prawdą zabetonowaną gdzieś głęboko w podświadomości jest nieuniknione. Bad trip na kwasie wyrażony w dźwięku black metalu i jego estetyce. To potężne i przemyślane dzieło.
"Jeżeli black metalowcy są ludźmi, to karaluchy również nimi są"