O kurde jest temat o MC5!!!
Jedna z najbardziej dojebanych płytek z tamtych czasow Kick Out The Jams, oczywiście koncertowa, bo na nich wokaliści śpiewali bez kenowskich (ten od barbie) zaśpiewów. Na studyjnych przynajmniej jeden kawałek był ociekający cukrem i to takim co ma więcej cukru w cukrze niż mało cukru w cukrze.
Na tym albumie jest czysta, chropawa, przepita, męska energia. To nie heavy metal, to dirty metal, to bad metal, to clean metal, to Black Sabbath w formule punk. Poziom Fun House The Stooges.
Uwielbiam.