The Stooges to chyba jeden z najważniejszych zespołów, jakie powstały. Od debiutu z 1969 niszczą, a na drugim
Fun House to już poszli tak po bandzie, że przez dobrą dekadę nikt nawet nie próbował temu podskoczyć. Zajebiście się ta płytka zaczyna, zdaje się już, że lepiej być nie może, a tu w 2/3 albumu wchodzi w to wszystko znienacka saksofon i kasuje słuchacza do reszty. Taki post-punk w 1970
Wracając do
Fun House jeszcze, to produkcja jest tam tak cudowna, że pojęcie lekko przechodzi, idealne brzmienie. Warto też wspomnieć, że w utworze
Loose z tejże płytki bas gra osławiony motyw ze
Smoke on the Water (nagrany minimum rok później). Jestem zdania, że to jeden z najważniejszych albumów muzyki rockowej.
Generalnie rzecz biorąc, wymiatanie po całości, a Iggy Pop absolutny pionier punkowo-metalowego liderowania. Wszystkie te Deady, Maniace i cała ta hałastra zawdzięcza mu niemal wszystko. Nie wiem, czy koleś nie jest największą żyjąca legenda ekstremy. Słyszałem większość jego twórczości i poniżej bardzo dobrego poziomu raczej typ nie schodzi. Wielki wizjoner.
Trzecie
Raw Power również zajebiste, choć jak pamiętam ma niedojebaną produkcję (wyszła zdaje się wersja z autorskim brzmieniem Iggy'ego). Była z tym związana jakaś historia, ale nie pomnę niestety.