Derelict 10 mies. temu
Ok, ja rozumiem, że można stawiać Treasure nad Heaven, bo to przecie subiektywna opinia, ale jednak z tym, że po Treasures to już tylko klonują i robią wariację tego samego albumu nie mogę się zgodzić.
Na Victorialand jest mocno inaczej, niż na Treasure. Ten album powstał bez udziału Raymondsa, oprócz utworu otwierającego na płycie w ogóle nie ma perkusji i basu, jedynie gitara, wokal i jakieś tam teksturki dźwiękowo-ambientowe.
Blue Bell Knoll to kolejny odjazd w inne rejony. Parujące sekwencje syntezatorów, ultra baśniowy klimat, elfickie zaśpiewki... Ten album jest w dużym stopniu nasycony elektroniką w warstwie instrumentalnej, teksty już zupełnie pozbawione jakichkolwiek rozpoznawalnych, sensownych słów.
Heaven or Las Vegas - tutaj jest najwięcej nawiązań do stylu z Treasures, ale w nieco odświeżonej formule. Więcej przebojowości przede wszystkim. Moim zdaniem to ich najbardziej spójna płyta, no i jak już pisałem wcześniej, uważam ją za najlepszą. Album zamyka ich (imo) najlepszy utwór: Frou-Frou Foxes In Midsummer Fires. Ten niepokój w zwrotkach, harmonia jakiej tam użyli, wokal Fraser i jego rytmika, przejścia pomiędzy zwrotkami, refrenem, to jak Fraser powtarza jedną nutę jakby brzdąkała na gitarze... Za każdym razem ciary jak słucham tego kawałka.
"Jeżeli black metalowcy są ludźmi, to karaluchy również nimi są"