pp3088 pisze: ↑6 lata temu
Zamulił mnie tem album nieziemsko. Ledwo 33 minuty death metalu na bardzo przeciętnym poziomie. Głównie zawodzi produkcja - nie jest ani czysta ani ciężka, brzmi dość muliśćie ale w złym tego słowa znaczeniu. Wokale zupełnie mi się nie podobają. Kompozycje są nudne i powtarzalne. Nuda to słowo które najbardziej nadaje się do opisania tego albumu. Po mocarnych poprzedniczkach liczyłem na coś na przyzwoitym poziomie. Rozumiem, że gość został sam, ale to nie powód takiego spadku jakości.
Płyta bezpłciowa i nudna jak kolor okładki. Można posłuchać, ale po co skoro nawet demka amatorów są dziś lepsze.
Coś Ci się strasznie pomieszało, oj strasznie. Jeżeli ta płyta zamula, jest nudna i przeciętna no to mi kurwa ręce opadają.
Ale po kolei.
Ledwie 33 min - to aż 33 min muzyki, której Desecresy przesunął strasznie granicę brutalności w stosunku do poprzednich płyt. Te ledwie 33 min to idealny czas na tego typu brutalne produkcje bo trzeba jasno powiedzieć, że tak brutalnej płyty ten zespół jeszcze nie nagrał.
Przeciętny death metal powiadasz ? To nie jest już death metal !!! To brutalny death metal momentami zahaczający o slam zwłaszcza jeżeli chodzi o wokale.
Zawodzi produkcja ? Nie, no nie mogę bo albo słuchałeś jakiejś chujowizny albo nie ten sprzęt. Owszem nie jest czysto bo tak kurwa ma być, jest ciężko w chuj ale nadal jest to czytelne i wszystkie linie poszczególnych instrumentów ja wyraźnie słyszę i potrafię rozdzielić.
Podoba mi się brzmienie perkusji bo jest takie "akustyczne" z lekkim pogłosem i bardzo fajnie zaakcentowanym werblem i tomami. Gitara czasem wjeżdża z melodią, która wywołuje ciary na plecach. Kiedy jest nakurw a jest kilka takich partii to powstaje tzw. kontrolowany chaos, który przywodzi mi na myśl Teitanblood.
Nie podobają mi się wokale piszesz. No właśnie to jest ten moment przesunięcia brutalności bo wokal jest masakrycznie brutalny, głęboki growl przypominający Demilich lecz chyba jeszcze brutalniejszy jak pisałem zahaczający o slam bulgot lecz nie ma tu świńskich kwików itp.
Nuda to chyba ostatnie co by mi przyszło do głowy bo na tym albumie dzieje się sporo, jest wolno i walcowato, są petardy w ryj, są momenty na moshing i jest kurwa mega brutalnie.
Podsumowując jest to płyta mega brutalna, całkiem inna niż poprzednie ale absolutnie nie ma mowy o nudzie, sztampie, spadku jakości itp.